wtorek, 28 lipca 2015

01

Czternastego sierpnia obudziły mnie poranne promienie słoneczne.Westchnęłam cicho uświadamiając sobie pewien fakt. Miałam jechać na Pokątną, aby kupić rzeczy potrzebne do Hogwartu, na mój pierwszy rok.Wszystko wydawałoby się wspaniałe, gdyby nie fakt, że miałam już piętnaście lat i w tym roku miałam iść na piąty rok. Dlaczego tak późno? Bo dopiero teraz rodzice postanowili mnie tam wysłać. Tak samo jak i moją starszą o rok siostrę i młodszego o trzy lata  Ian'a.
    Przeciągnęłam się na łóżku, ziewając. Wiedziałam, że muszę wstać mimo, że wolałam wylegiwać się w łóżku. Cóż, mus to mus.
- Rose, wstawaj! - krzyknęła zza drzwi moja matka, Natalie Williams. Kochałam ją, jednakże była względem mnie bardziej surowa niż od Irmy i Iana.
-  Dobrze, mamo. - odkrzyknęłam i wstałam z łóżka. Rozejrzałam się po pokoju. Przeważał w nim fiolet i biel - moje dwa ulubione kolory. Nad ciemnym biurkiem (zresztą wszystkie meble były ciemne) wisiał herb Hogwartu. Cztery domy, a różne cechy charakteru. Miałam cichą nadzieję, że nie trafię do Hufflepuffu. Nie chciałam. Irma chciała trafić do Ravenclaw'u, gdzie trafiają mądrzy. Zaś Ian chciał podążyć za śladem rodziców i zostać przydzielony do Slytherinu.
A ja... Tak zgadliście, chciałabym trafić do Gryffindoru, choć Ravenclaw nie jest taki zły.
Po tych rozmyśleniach poszłam do łazienki, a po porannej toalecie ubrałam się w przyszykowane wcześniej ubrania .
   Niechętnie zeszłam do jadalni, aby zjeść śniadanie. Usiadłam naprzeciwko mamy i zaczęłam jeść jajecznice.
- No to dziś Pokątna, co? - zapytał z uśmiechem ojciec. Uśmiechnął się do mnie smutno. Zaraz, zaraz.. Smutno? Posłałam mu pytający uśmiech, jednak ten pokręcił przecząco głową.
Gdy Ian i Irma wyszli z pomieszczenia spojrzałam na rodziców z ciekawością.
- Mamo, tato.. O co chodzi? - zapytałam. Nagle ni stąd, ni zowąd matka wybuchnęła głośnym płaczem.
Widząc moje zdziwione spojrzenie ojciec oznajmił:
- Dowiesz się... Pierwszego września...



                                 * * *

Na Pokątnej spędziliśmy niemalże cały dzień. Wszystkie książki zostały zakupione, różdżkę już miałam wcześniej, kociołek również. Pani od szat narzekała, że nie wiem w jakim domu jestem co utrudniało jej zadanie, ale mimo to okazała się naprawdę miłą kobietą.
Rodzice do końca dnia nie chcieli mi wytłumaczyć o co chodzi z poranną 'aferą'. W końcu pogodziłam się, że dowiem się pierwszego września.
  Gdy szłam spać i przechodziłam obok Iana ten mruknął coś w stylu ,,Córka szlamy''. Szybko jednak o tym zapomniałam.
Poszłam spać

Prolog

Była noc, jednak w jednej z sal w Szpitalu Św. Munga światło odbijało się od niezwykle białych ścian.
Pewna rudowłosa kobieta leżała na łóżku ciężko dysząc.
- No już, spokojnie. Chłopiec jest cały i zdrowy, ale...
- Będą bliźniaki! - wykrzyknął jeden z uzdrowicieli gdy z jego różdżki przyciśniętej do brzucha kobiety wystrzeliły złoto-srebrne iskry.
Wszyscy będący na sali wytrzeszczyli oczy, a mąż rodzącej zasłabł... Po raz drugi tego wieczoru.
Po godzinie rudowłosa pacjentka trzymała w swoich ramionach upragnioną córeczkę.
- Nazwę Cię Rose.. Rose Lilianna. - szepnęła do córki, która odpowiedziała jej pięknym uśmiechem.